W naszych
jelitach znajduje się około 100 milionów neuronów, czyli mniej niż w
mózgu, ale więcej niż w rdzeniu kręgowym czy obwodowym układzie
nerwowym.
O tym, że nasz brzuch i głowę łączą tajemnicze więzy, wie każdy, kto kiedykolwiek czuł motylki w żołądku pod wpływem zakochania, miał biegunkę przed egzaminem czy zmagał się z dławieniem w przełyku po kłótni z szefem. Naukowcy zaczynają docierać do istoty tego związku, odkrywając skomplikowany system nerwowy, w jaki natura wyposażyła nasz układ pokarmowy. Stopień jego zaawansowania jest tak duży, że specjaliści od powstającej dopiero gałęzi medycyny – neurogastrologii – ukuli dlań termin „drugi mózg”. Ich zdaniem ma on ogromny wpływ nie tylko na trawienie pokarmu, ale też na nastrój i stan psychiczny. Najnowsze badania wyjaśniają, jak te dwa niezależne mózgi porozumiewają się ze sobą i współdziałają.
Naukowcy już kilkadziesiąt lat temu odkryli, że ludzkie jelita i żołądek pokryte są gęstą siecią komórek nerwowych identycznych jak te, które budują korę mózgową – siedzibę ludzkiej pamięci i inteligencji. Po dokładniejszych badaniach okazało się, że układ ten działa niezależnie od mózgu. Trawienie, przyswajanie substancji odżywczych i wydalanie resztek jest bowiem bardzo pracochłonne, dlatego w toku ewolucji bardziej efektywne dla organizmu okazało się zwolnienie mózgu z zarządzania tymi procesami. Dzięki temu mógł się on skupić na wyższych czynnościach – myśleniu czy rozwoju mowy, a dla tak przyziemnego zajęcia jak trawienie został stworzony oddzielny system nerwowy.
Wszystko to wydawało się jasne i logiczne. Jednak w trakcie kolejnych badań naukowców zajmujących się jelitowymi neuronami czekało duże zaskoczenie. Dr Michael Gershon z Columbia University Medical Center, lider prac nad „drugim mózgiem” i twórca tego terminu, oszacował, że w naszych jelitach znajduje się około 100 milionów neuronów, czyli mniej niż w mózgu, ale więcej niż w rdzeniu kręgowym czy obwodowym układzie nerwowym. To stanowczo za dużo na zajmowanie się wyłącznie trawieniem, uznał badacz. Neurony w jelicie muszą więc spełniać jeszcze inne ważne zadania.
I rzeczywiście. Dziś wiemy, że jelitowy układ nerwowy, chociaż pracuje samodzielnie (mózg nie przekazuje mu sygnałów, jak szybko ma przebiegać perystaltyka jelit czy ile soków trawiennych ma wydzielić żołądek), pozostaje w ścisłym związku z mózgiem i spełnia w ciele rolę drugiego centrum dowodzenia: reaguje na stres, sprawdza stan bariery ochronnej organizmu przed mikrobami i podnosi alarm w przypadku zagrożeń. Oba układy nerwowe nieustannie przesyłają sobie sygnały za pomocą nerwu błędnego. Komunikacja odbywa się w zaskakująco jednostronny sposób. Ze wszystkich impulsów nerwowych przebiegających nerwem błędnym 90 proc. biegnie od jelit do mózgu, a tylko 10 proc. odbywa drogę odwrotną. Wygląda więc na to, że nasz mózg jest wprost bombardowany informacjami z jelit.
Te odkrycia zelektryzowały lekarzy zajmujących się badaniem i leczeniem niezwykle dokuczliwych chorób jelit, na przykład zespołu jelita drażliwego, wrzodziejącego zapalenia jelita grubego czy zaparć. Dotychczas byli przekonani, że większość nieswoistych zapaleń jelit to choroby o podłożu psychosomatycznym wywoływane przez przewlekły stres, depresję albo traumatyczne zdarzenia z przeszłości. Jak pokazują statystyki, większość osób cierpiących na zaburzenia depresyjne czy lękowe cierpi również na jakieś dolegliwości ze strony jelit. Dziś dzięki badaniom dr. Gershona okazuje się, że zależność między zaburzeniami psychicznymi a chorobami jelit może być odwrotna, niż sądzono – to jelita wpływają na pogorszenie się stanu psychicznego, a choroby jelit mogą być pierwotną przyczyną depresji czy przewlekłego stresu.
Jak dowiodły dalsze badania, winowajcą jelitowych katuszy może być serotonina, neuroprzekaźnik, który odgrywa ważną rolę również w mózgu. W jelitach gra on pierwsze skrzypce. Jest nie tylko głównym nośnikiem informacji między tamtejszymi komórkami nerwowymi, ale także kurierem między jelitami a mózgiem. Jeśli pojawia się go za dużo, zostaje szybko usunięty z jelit przez specjalne molekuły – transportery serotoniny (SERT). Problemy pojawiają się wówczas, gdy ten mechanizm nie działa. Wtedy nadmiar serotoniny może prowadzić do chorób jelit. Naukowcy ustalili, że osoby z zespołem jelita drażliwego mają za mało transporterów serotoniny, a wciąż podwyższony jej poziom w końcu wywołuje stan zapalny. Alarmujące informacje o tym stanie wędrują do mózgu, powodując wzrost napięcia oraz nieustanne pogarszanie nastroju chorego. To zaskakujące odkrycie ma szansę zaowocować nowymi lekami, regulującymi poziom serotoniny w „drugim mózgu”. Nad jelitowymi antydepresantami pracują już firmy farmaceutyczne Novartis i GlaxoSmithKline.
Uczeni sądzą, że intensywna komunikacja od jelit do mózgu wpływa też znacząco na codzienny nastrój, nawet jeżeli jesteśmy zupełnie zdrowi. – Duża część naszych emocji jest prawdopodobnie ściśle związana z pracą nerwów w jelitach – uważa prof. Emeran Mayer, psychiatra i fizjolog z David Geffen School of Medicine, który bada związki pomiędzy psychiką a „drugim mózgiem”. Zdarza się i sytuacja odwrotna, kiedy to nasz stan psychiczny wpływa na funkcjonowanie jelitowego systemu nerwowego. Wtedy problemy natury psychologicznej mogą doprowadzić do chorób układu pokarmowego. Kiedy jesteśmy zestresowani lub przygnębieni, słabnie naturalna bariera ochronna w ścianie jelita, która nie pozwala strawionym częściom i bakteriom przedostać się do wnętrza organizmu.
Zagrożenie bariery immunologicznej sprawia, że pojawia się stan zapalny, a w jego efekcie biegunka, która zazwyczaj mija wraz ze stresem. Poważny problem powstaje jednak wtedy, kiedy stres, którego doświadczamy, trwa zbyt długo. Ogniska zapalne nie wygasają, lecz przekształcają się we wrzody lub bolesną nadwrażliwość. Stres zabija więc nie tylko szare komórki w mózgu. Nasz „drugi mózg” w brzuchu reaguje na napięcie równie intensywnie, a jego protest może na długo zepsuć nam nastrój.
Katarzyna Burda
Newsweek Polska
O tym, że nasz brzuch i głowę łączą tajemnicze więzy, wie każdy, kto kiedykolwiek czuł motylki w żołądku pod wpływem zakochania, miał biegunkę przed egzaminem czy zmagał się z dławieniem w przełyku po kłótni z szefem. Naukowcy zaczynają docierać do istoty tego związku, odkrywając skomplikowany system nerwowy, w jaki natura wyposażyła nasz układ pokarmowy. Stopień jego zaawansowania jest tak duży, że specjaliści od powstającej dopiero gałęzi medycyny – neurogastrologii – ukuli dlań termin „drugi mózg”. Ich zdaniem ma on ogromny wpływ nie tylko na trawienie pokarmu, ale też na nastrój i stan psychiczny. Najnowsze badania wyjaśniają, jak te dwa niezależne mózgi porozumiewają się ze sobą i współdziałają.
Naukowcy już kilkadziesiąt lat temu odkryli, że ludzkie jelita i żołądek pokryte są gęstą siecią komórek nerwowych identycznych jak te, które budują korę mózgową – siedzibę ludzkiej pamięci i inteligencji. Po dokładniejszych badaniach okazało się, że układ ten działa niezależnie od mózgu. Trawienie, przyswajanie substancji odżywczych i wydalanie resztek jest bowiem bardzo pracochłonne, dlatego w toku ewolucji bardziej efektywne dla organizmu okazało się zwolnienie mózgu z zarządzania tymi procesami. Dzięki temu mógł się on skupić na wyższych czynnościach – myśleniu czy rozwoju mowy, a dla tak przyziemnego zajęcia jak trawienie został stworzony oddzielny system nerwowy.
Wszystko to wydawało się jasne i logiczne. Jednak w trakcie kolejnych badań naukowców zajmujących się jelitowymi neuronami czekało duże zaskoczenie. Dr Michael Gershon z Columbia University Medical Center, lider prac nad „drugim mózgiem” i twórca tego terminu, oszacował, że w naszych jelitach znajduje się około 100 milionów neuronów, czyli mniej niż w mózgu, ale więcej niż w rdzeniu kręgowym czy obwodowym układzie nerwowym. To stanowczo za dużo na zajmowanie się wyłącznie trawieniem, uznał badacz. Neurony w jelicie muszą więc spełniać jeszcze inne ważne zadania.
I rzeczywiście. Dziś wiemy, że jelitowy układ nerwowy, chociaż pracuje samodzielnie (mózg nie przekazuje mu sygnałów, jak szybko ma przebiegać perystaltyka jelit czy ile soków trawiennych ma wydzielić żołądek), pozostaje w ścisłym związku z mózgiem i spełnia w ciele rolę drugiego centrum dowodzenia: reaguje na stres, sprawdza stan bariery ochronnej organizmu przed mikrobami i podnosi alarm w przypadku zagrożeń. Oba układy nerwowe nieustannie przesyłają sobie sygnały za pomocą nerwu błędnego. Komunikacja odbywa się w zaskakująco jednostronny sposób. Ze wszystkich impulsów nerwowych przebiegających nerwem błędnym 90 proc. biegnie od jelit do mózgu, a tylko 10 proc. odbywa drogę odwrotną. Wygląda więc na to, że nasz mózg jest wprost bombardowany informacjami z jelit.
Te odkrycia zelektryzowały lekarzy zajmujących się badaniem i leczeniem niezwykle dokuczliwych chorób jelit, na przykład zespołu jelita drażliwego, wrzodziejącego zapalenia jelita grubego czy zaparć. Dotychczas byli przekonani, że większość nieswoistych zapaleń jelit to choroby o podłożu psychosomatycznym wywoływane przez przewlekły stres, depresję albo traumatyczne zdarzenia z przeszłości. Jak pokazują statystyki, większość osób cierpiących na zaburzenia depresyjne czy lękowe cierpi również na jakieś dolegliwości ze strony jelit. Dziś dzięki badaniom dr. Gershona okazuje się, że zależność między zaburzeniami psychicznymi a chorobami jelit może być odwrotna, niż sądzono – to jelita wpływają na pogorszenie się stanu psychicznego, a choroby jelit mogą być pierwotną przyczyną depresji czy przewlekłego stresu.
Jak dowiodły dalsze badania, winowajcą jelitowych katuszy może być serotonina, neuroprzekaźnik, który odgrywa ważną rolę również w mózgu. W jelitach gra on pierwsze skrzypce. Jest nie tylko głównym nośnikiem informacji między tamtejszymi komórkami nerwowymi, ale także kurierem między jelitami a mózgiem. Jeśli pojawia się go za dużo, zostaje szybko usunięty z jelit przez specjalne molekuły – transportery serotoniny (SERT). Problemy pojawiają się wówczas, gdy ten mechanizm nie działa. Wtedy nadmiar serotoniny może prowadzić do chorób jelit. Naukowcy ustalili, że osoby z zespołem jelita drażliwego mają za mało transporterów serotoniny, a wciąż podwyższony jej poziom w końcu wywołuje stan zapalny. Alarmujące informacje o tym stanie wędrują do mózgu, powodując wzrost napięcia oraz nieustanne pogarszanie nastroju chorego. To zaskakujące odkrycie ma szansę zaowocować nowymi lekami, regulującymi poziom serotoniny w „drugim mózgu”. Nad jelitowymi antydepresantami pracują już firmy farmaceutyczne Novartis i GlaxoSmithKline.
Uczeni sądzą, że intensywna komunikacja od jelit do mózgu wpływa też znacząco na codzienny nastrój, nawet jeżeli jesteśmy zupełnie zdrowi. – Duża część naszych emocji jest prawdopodobnie ściśle związana z pracą nerwów w jelitach – uważa prof. Emeran Mayer, psychiatra i fizjolog z David Geffen School of Medicine, który bada związki pomiędzy psychiką a „drugim mózgiem”. Zdarza się i sytuacja odwrotna, kiedy to nasz stan psychiczny wpływa na funkcjonowanie jelitowego systemu nerwowego. Wtedy problemy natury psychologicznej mogą doprowadzić do chorób układu pokarmowego. Kiedy jesteśmy zestresowani lub przygnębieni, słabnie naturalna bariera ochronna w ścianie jelita, która nie pozwala strawionym częściom i bakteriom przedostać się do wnętrza organizmu.
Zagrożenie bariery immunologicznej sprawia, że pojawia się stan zapalny, a w jego efekcie biegunka, która zazwyczaj mija wraz ze stresem. Poważny problem powstaje jednak wtedy, kiedy stres, którego doświadczamy, trwa zbyt długo. Ogniska zapalne nie wygasają, lecz przekształcają się we wrzody lub bolesną nadwrażliwość. Stres zabija więc nie tylko szare komórki w mózgu. Nasz „drugi mózg” w brzuchu reaguje na napięcie równie intensywnie, a jego protest może na długo zepsuć nam nastrój.
Katarzyna Burda
Newsweek Polska
Bardzo bardzo interesujące. CHętnie wgłębie się w ten temat
OdpowiedzUsuń